„Herod kazał pochwycić Jana (Chrzciciela) i związanego trzymał w więzieni, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”. A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby zgładzić, lecz nie mogła. […] Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: <<Proś mię, o co chcesz, a dam ci>>. […] Ona prosiła: <<Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela>>. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić.” (Mk 6, 17-19. 21a. 22-23. 25-26)
Jan mówił prawdę. Mówił Herodowi ją prosto w oczy. I dlatego Herod go zamknął. Chciał go uciszyć, chociaż lubił go słuchać (a mimo to nie robił tego co on mówi).
Inaczej było z Herodiadą. Ona nie chciała słuchać Jana. Nie chciała słyszeć prawdy o sobie i swoim życiu. I była gotowa na wszystko, byleby więcej go nie słuchać.
I dlatego wykorzystała okazję. Wykorzystała swoją córkę. Wykorzystała słabość Heroda. I dane słowo.
Bo to jego nie chciał złamać Herod. To przez nie kazał zabić Jana. Kazał zabić tego, który mówił mu prawdę. Który był swoistym głosem jego sumienia.
Herod uległ, bo chciał być wierny swemu słowu, które wcześniej złamał (wiążąc się z żoną swego brata).
A ja z jakiego powodu zabijam prawdę w swoim życiu? Ile razy szukam wymówek by jej nie słuchać? Bo przecież tak wygodniej. Łatwiej. Nie trzeba się przejmować. A może jak Herod wybieram tylko to, co jest mi wygodne?
Jan mówił prawdę. Żył nią i był gotowy za nią umrzeć.
A ja szybciej zabijam prawdę z byle powodu, niż nadstawiam głowę by ją bronić!