Ja jestem drogą, prawdą i życiem.
Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie.
J 14, 6
Mrok spowija świat.
Wstaję…
Spoglądam w niebo. Chmury wciąż przesłaniają pomarańczowe światło wschodzącego słońca. I tylko jeden promień wytrwale przebija się przez zasłonę i tworzy.
Tworzy moją drogę. Kamyk po kamyku. Milimetr po milimetrze.
Wyruszam…
Z głową zwróconą na wschód.
Robię krok.
Pierwszy…
Droga przede mną wytycza szlak. Wyłania się z mroku i rodzi do życia, jak po długim śnie.
Kamień przy kamieniu. Ścieżka staje się moim celem i cel ten wskazuje. Wokół zielenieje trawa, a ukryte pośród niej polne kwiaty nadają widokom kolorytu.
Idę…
Robię krok.
Drugi…
W oddali dostrzegam wzgórze. Z jego wnętrza wypływa strumień, jak krew z otwartej rany. Woda przecina drogę i obmywa każdy jej kamień. Wypłukuje bród z moich kroków.
Idę…
Robię krok.
Trzeci…
Wiatr owiewa moją twarz…
Słońce wychodzi zza chmur i wznosi się coraz wyżej. Każdy promień oświetla moją drogę. Dodaje życia. Dodaje barw.
Wokół siebie słyszę śpiew ptaków. Nad łąką latają owady. Symfonia dźwięków dodaje sił, a chłodny powiew wiatru pomaga w chwilach zmęczenia.
Cały czas patrzę na wschodzące słońce.
Idę…
Robię krok. I następny. I jeszcze jeden.
Już ich nie liczę.
Idę…
Wciąż na wschód.
Cały czas przed przed siebie. Z każdym krokiem coraz pewniej. Dobrze oświetlona droga wciąż prowadzi w górę.
Już nie patrzę na słońce.
Krajobraz wokół mnie się zmienia.
Obok szlaku wyrastają drzewa. Najpierw jedno. Po chwili drugie. I następne. Ich konary splatają się nad moją głową. Coraz większy cień rzuca się na drogę.
Znów spoglądam w górę. Już nie widzę słońca. Znika ukryte za drzewami.
Idę…
Droga pod moimi nogami staje się niewyraźna. Coraz trudniej stawiać kolejne kroki. Krzaki kaleczą nogi, a drzewa przesłaniają widok.
Rozglądam się.
Wokół mnie tylko splątane drzewa. I mrok.
Idę…
Korzenie krzyżują się pode mną.
Mrok staje się gęstszy. Już nic nie widzę.
Potykam się.
Padam…
Noc dociska mnie do ziemi. Nie mam siły wstać.
Leżę…
I tylko jeden promień wschodzącego słońca przedziera się przez zasłonę drzew. I tworzy…
Wstaję…
I znów wyruszam w stronę wschodzącego słońca.
Tykocin, 10.05.2020 r.