„Jezus powiedział przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: <<Panie, miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie>>. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.” (Mt 18, 23-24. 26-27)
Bóg chce mi przebaczać!
Chce darować mój dług. Moje przewinienia. Mój grzech. Nie ważne jak wielki on będzie. On chce mi przebaczać. I dlatego zaprasza mnie do konfesjonału. I tam wszystko mi przebacza, gdy Go o to poproszę.
Ale Bóg chce też bym ja przebaczył tym, którzy mi zawinią. Tym, którzy mnie zranią. Okłamią. I dlatego, gdy Piotr pyta ile razy ma przebaczać, Jezus odpowiada: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. (Mt 18, 22)
Mam przebaczać non stop. Tak jak Bóg przebacza mi. Nie może być sytuacji, której nie przebaczę. Nie może być osoby, do której będę trzymał urazę. Mam przebaczać. Każdą ranę. Każde kłamstwo. Każde przewinienie.
Bo one są niczym wobec moich win. One są niczym wobec tego, co przebacza mi Bóg. Wobec mojego długu.
Ja swego długu wobec Boga nie jestem w stanie spłacić. Nigdy. Oni swój, wobec mnie, mogą. Ale ja mam go darować.
Bo tak uczy Jezus: Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? (Mt 18, 32-33)
Nie ma takiej winy, której Miłosierny Bóg by mi nie przebaczył.
I dlatego nie może być winy, której ja nie przebaczę innym.
Inaczej sam wtrącę się do więzienia. Do miejsca, gdzie już nie będzie przebaczenia. Gdzie już nie będzie szans. Zatruję swoje życie i nie pozwolę Bogu na działanie.
Bóg chce mi przebaczać. Ale chce też, bym ja przebaczał innym.
I mnie do tego wzywa. Codziennie.