„Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze” (Mt 14, 22-25)
Nie zawsze widzę Jezusa. Wypływam na jezioro i tracę Go z oczu. Wypływam, nie sam lecz z tymi którzy są w mojej łodzi. W moim życiu. Wypływam i zderzam się z falami.
Ale On jest. Przez cały czas czuwa nade mną. Idzie na górę by modlić się do Ojca. Modlić się za mnie. Modlić się za Ciebie. Nigdy nie zostawia mnie samego, nawet jak Go nie widzę.
On jest. Jest i przychodzi pomimo fal. A może właśnie przez fale. On kroczy po moich problemach, bo jest większy od nich. Przychodzi bym i ja mógł kroczyć. Bym tak jak Piotr mógł wyjść na jezioro mego życia i iść za Nim.
O ile Go rozpoznam. O ile mój strach nie przesłoni mi Jego obecności.
Bo On jest. Jest ze mną. Jest i daje mi siłę bym zmierzył się z trudnościami w moim życiu. I daje mi dłoń, gdy zaczynam tonąć. Gdy zaczyna brakować mi sił.
Jezus czuwa nade mną. Czuwa nad moim życiem i przychodzi, gdy tylko Go potrzebuję. To ode mnie zależy, czy Go przyjmę. Czy posłucham Jego słów i wyjdę z łodzi. Czy zawołam, by mnie ratował, gdy zacznę tonąć. Czy uchwycę Jego dłoń.
Nie zawsze widzę Jezusa. Nie zawsze też potrafię Go rozpoznać, gdy przychodzi. Bo się boję. Skupiam się na swoich problemach. Na falach uderzających a łódź mojego życia. I Go nie widzę.
A On przychodzi. Przychodzi by wejść do mego życia. By uciszyć burze. By rozwiązać moje problemy. Tylko ja muszę Mu na to pozwolić. Jak Piotr muszę zaryzykować i Mu zaufać. Do końca.
A wtedy ci którzy są ze mną w łodzi oddadzą Mu cześć.
Bo On jest!
Dzisiejsza Ewangelia: Mt 14, 22-33