„Wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.” (Mk 10, 31)
Nie muszę być pierwszy. Nie zawsze moje musi być na wierzchu. Nie zawsze musi być tak, jak ja zaplanowałem.
Jezus zaprasza mnie, bym rezygnował ze swoich przyzwyczajeń. Proponuje prosty układ – ja rezygnuję z siebie, ze swoich planów, swoich pomysłów na życie, a On daje mi stokroć więcej. Ale ja nie potrafię. Nie potrafię stanąć w cieniu Pana. Zawsze chcę być pierwszy.
A Jezus dzisiaj pokazuje, że tylko rezygnując z siebie mogę osiągnąć wszystko. I gdy mówi: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej (Mk 10, 29b-30a) wskazuje mi jedyną drogę do pełnego szczęścia. Wskazuje, że mam wyrzec się tego świata.
Ale nie chce bym zostawił swoją żonę, opuścił dzieci, zostawił pracę. Nie! On chce, bym w tym wszystkim pamiętał, że mam to dzięki Niemu. Bym zawsze Go stawiał przed sobą, przed rodziną, przed pracą. On chce bym nie przywiązywał się do tego świata, ale dla Ewangelii mam być gotowy na wszystko.
I dlatego nie mogę być pierwszy. Nie mogę stawiać ciągle na swoim. Nie mogę polegać tylko na sobie. Mam zawsze być w cieniu. W cieniu samego Boga. Tylko w ten sposób naprawdę zdobędę życie. Tylko w ten sposób będę cały dla żony. Cały dla dzieci. Cały dla innych. A równocześnie nic nie stracę i znowu będę pierwszy.
Nie muszę być pierwszy. Muszę być drugi. Pierwszy ma być Bóg.