„Przyszła do skarbony jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekła do nich: Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.” (Mk 12, 42-44)
Jezus chce bym był jak biblijna wdowa. Chce bym całkowicie zaufał Bogu. Bym pozwolił Jemu mnie prowadzić. Jak dziecko ojcu.
On nie chce bym kalkulował. Nie chce bym liczył, czy mi się to opłaca. Czy mogę. Czy mam jak. On chce bym wszystko oddał Jemu. Tak jak stoję. Teraz. Tyle ile mam.
A ja wciąż liczę. Liczę, bo się boję. Sprawdzam, co mogę oddać Bogu i kiedy. Chcę się zabezpieczyć na każdą okoliczność. Zastanawiam się, ile stracę, a ile zyskam. I daję: stąd – dotąd. Bo więcej nie mogę, gdyż po ludzku mogę stracić.
A Bóg zaprasza mnie bym zaufał. Bym zrobił jeden mały krok, tak jak ta wdowa. Bym oddał to co mam. Swój czas. Swoją pracę. Swoją rodzinę. Bym nie chciał sam dbać o moje utrzymanie, ale bym pozwolił Mu działać.
Nie mogę być jak uczeni w Piśmie – dumny i pewny siebie. Mam być pokorny i całkowicie oddany Bogu. We wszystkim. Jak wdowa. Mam ukradkiem podejść do skarbony i tam wrzucić mój niedostatek. Moje braki. Mój lęk. Wszystko. Mam zaryzykować, bo Bóg chce się mną opiekować.
Jezus chce bym nie kalkulował, ale bym szedł za głosem serca. Do skarbony. Do Boga. Ze swym niedostatkiem. A On da mi dużo więcej. Tylko ja muszę zaufać!