„Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. […] Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny.” (Łk 8, 4-5. 8a)
Jezus daje dzisiaj ziarno. Ziarno swojego słowa. Ziarno, które może we mnie wzrosnąć. Ale może też przepaść.
On daje ziarno i posyła mnie na zasiew. Posyła bym niósł Jego słowo innym. Bym jak siewca szedł i siał. Bez względu na to, gdzie słowo padnie.
Bo padnie na różną glebę. I nie zawsze przyniesie oczekiwany plon. Nie zawsze zadziała tak, jakbym się tego spodziewał. Może być zagłuszone przez sprawy codziennie. A także może być po prostu podeptane.
Ale mam się tym nie przejmować. Mam siać, bo Boże słowo jest zawsze dobre. Zawsze gotowe by przynieść jak największy plon. I tylko od nas zależy jaki on będzie.
Bo i ja mogę nie być żyzną glebą. I ja mogę pozwolić by ciernie przysłoniły mi słowo. I ja mogę pozwolić by słowo zostało zadeptane. By przepadło z mego serca.
A Jezus mimo to ciągle sieje. Bez ustanku mówi i zachęca bym słuchał. Bym wytrwale walczył o swoje serce. O to jaką jestem glebą.
Dzisiaj Jezus daje ziarno. Daje bym przyniósł owoc. Daje bym zaniósł je innym. Nawet jak wydaje się ono niezrozumiałe. Bo On sam da łaskę zrozumienia. Ja muszę dać mu tylko czas.