„Jezus znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób: Byli razem Szymon Piotr, Tomasz zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: <<Idę łowić ryby>>. Odpowiedzieli mu: <<Idziemy i my z tobą>>. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. On rzekł do nich: Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć.” (J 21, 1-4. 6)
Uczniowie doświadczyli zmartwychwstania Chrystusa. Doświadczyli, ale nadal nie do końca je rozumieli. Nie do końca przyjmowali. I dlatego wrócili do starego życia. A tam doświadczyli nocy. Doświadczyli ciemności. I bezsensu swoich działań (w końcu nic nie złowili)
Ale Jezus i tam ich znajduje. Przychodzi i przynosi nowy dzień. Nową szansę, z której oni korzystają chociaż Go nie rozpoznają.
I do mnie przychodzi Jezus. Spotyka mnie przy moich starych zadaniach. Przy moim starym życiu, do którego wciąż wracam. Przy moim egoizmie. Mojej pysze. Pośród ciemności, w których nic mi się nie udaje.
Przychodzi. Staje na brzegu. Woła. I podpowiada co mam zrobić. Nawet jak nie zawsze Go rozpoznaję.
Bo Jezus chce być ze mną w tym co jest moją codziennością. W tym co jest moim życiem. On chce bym się tam realizował. On chce, bym w ten sposób ogłaszał Jego chwałę. Ale z Nim. Jak uczniowie, którzy byli przecież rybakami.
Jezus przychodzi i pyta: Dziecko, czy masz co na posiłek? (J 21, 5) Pyta, czy udaje mi się to co robię, chociaż wie, że bez Niego sobie nie radzę. Że bez Niego wpadam w ciemność i się gubię, a nawet odwracam się od Jego nauki.
Ale On i tak daje mi kolejną szansę. Przynosi światło. Daje nowy dzień. Daje nową nadzieję. I woła: Pójdź za Mną! (J21, 19)
Bo chce bym budował Jego Kościół. Z Nim!