„Królestwo niebieskie podobne jest do sieci, która została zarzucona w morze i zaczęła zagarniać ryby wszelkiego rodzaju.” (Mt 13, 47)
Dziś Jezus mówi o sieci. Sieci, którą jest Jego królestwo. Jego słowo. Jego Kościół.
Sieci, którą On „łapie” ludzi. I przy połowie nie patrzy jacy tam wpadają. Dobrzy czy źli.
Nie ocenia. Nie odrzuca. Po prostu łowi. Zaprasza do spotkania. I czeka.
Cierpliwie. Z troską.
I mnie zaprasza do tego samego. Chce bym zarzucał Jego sieć. Bym pomagał Mu łowić. Nie patrząc, kto da się złapać.
Bo Jezus oceni to później. On przy końcu pośle swoich aniołów, którzy wyjdą, oddzielą zepsutych od sprawiedliwych, i wrzucą ich do pieca z ogniem. (Mt 13, 49-50)
I dlatego nie mogę nikogo skreślać…
Bo to nie ja mam być tym, który wyda wyrok. Nie ja mam być sędzią, choć nieraz bym chciał. Ale mam pilnować się, by myśl o samosądzie nie zablokowała innym drogi do zbawienia. Mam strzec, by moje nie, nie stało się odrzuceniem tych, którzy mają wydać dobre owoce. Których serce zna tylko Bóg.
Bo jak powiedział św. Augustyn, źli byli, są i będą w Kościele zawsze, a „ich uczestnictwo w sakramentach nie przyniosło szkody dobrym, jeśli tylko ci nie brali udziału w ich grzechu”.
I dlatego mam być jak ojciec rodziny. Ojciec, który czerpie ze skarbca. Skarbca Bożego Słowa. Mam się codziennie nim karmić. A potem…
… mam tylko głosić. Mam zarzucać sieć Bożego Słowa.
A Jezus będzie działał.
Dzisiejsza Ewangelia: Mt 13, 47-53