„Do Jezusa zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: <<Panie, jeśli chcesz możesz mnie oczyścić>>. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: Chcę, bądź oczyszczony! I natychmiast został oczyszczony z trądu.” (Mt 8, 2-3)
Jestem trędowaty. Chociaż ciało jest zdrowe, to jestem trędowaty. Trąd zżera moje serce. Zabiera to, co dał mi Bóg. Zabiera łaskę. Zabiera miłość.
Ale Bóg chce mnie oczyszczać. Chce, bym do Niego przychodził i prosił. Chce bym odrzucił strach i poszedł do Niego po oczyszczenie.
Jezus zszedł z góry po to, by wejść między nas. By doświadczyć naszych zranień. By dotknąć naszego grzechu. On nie przychodzi, by nas potępić. On chce nas oczyszczać. I idzie pośród tego tłumu, każdego dotykając osobiście.
Tylko ja muszę zaryzykować. Muszę wejść w ten tłum, ze swoim trądem. Bez względu na to, co powiedzą inni, muszę podejść do Jezusa. Muszę przełamać swój strach. Upaść przed Nim i prosić. A On mnie oczyści.
I po to daje mi kapłanów. I po to daje sakrament pojednania. To jest miejsce, gdzie mogę pomimo tłumu wejść. To jest czas, gdy Jezus wyciąga rękę i mnie dotyka. Dotyka by oczyścić. By uzdrowić z najgorszego trądu.
Nie muszę się tym chwalić. Nie muszę wszystkim opowiadać, że Bóg mnie oczyścił. Muszę tylko przyjść i wypełnić wszystko. Do końca. A później żyć normalnie. Żyć w czystości. Moje życie powinno być świadectwem. Bo jestem uzdrowiony.
Jestem trędowaty. Ale nie dla Boga. On widzi mnie już oczyszczonego!