„Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani […] A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: <<Jeżeli na wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!>> Rzekł do nich: Idźcie! Wyszły więc i weszły w świnie. […] Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic.” (Mt 8, 28a. 30-32a. 34)
Jezus uwalnia opętanych. Wypędza złe duchy, ale w tym celu poświęca całe stado świń. Poświęca zwierzęta, by ratować człowieka.
Ale ludziom to nie pasuje. Bez względu na wszystko nie chcą tracić swego dobytku. Boją się zaryzykować.
I ja też boję się rezygnować z tego co moje. Boję się, że Jezus dla mojej wolności zechce bym stracił coś, co wydaje mi się cenne. Coś do czego jestem mniej lub bardziej przywiązany.
Jezus przyszedł i uwolnił dwóch ludzi. Ale nie tylko ich, bo oni utrudniali życie wszystkim mieszkańcom. Dla nich poświęcił stado świń. Stado, nieczystych według żydów, zwierząt. A ludzie i tak Go nie chcieli.
I ja mam tak samo. Jezus zabiera to co mnie zniewala. Zabiera, ale czasami chce, bym coś poświęcił. A ja nie chcę. Chcę być wolny, ale bez ponoszenia kosztów. Chcę być wolny, ale nie chcę dla tej wolnosci nic poświęcać. Chcę być wolny, ale tylko na moich warunkach.
A Jezus proponuje mi swoje. On chce mnie uwalniać i wie, co mnie najbardziej zniewala. I dlatego chce bym dla tej wolności rezygnowała z pewnych rzeczy, przyzwyczajeń, czynności. On proponuje mi swoją wolność, ale ode mnie zaelży czy ją przyjmę. Czy zgodzę się, by była ona na Jego warunkach.
Jeśli to zrobię będę prawdziwie wolny. Inaczej ciągle coś będzie mnie zniewalać!