„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. […] Jezus rzekł do niej: Mario! A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: <<Rabbuni>>, to znaczy Nauczycielu!” (J 20, 1.16)
Maria naprawdę kochała Jezusa. Była gotowa zarwać dla Niego noc. Była gotowa ryzykować. Kochała Go, a On kochał ją. I dlatego wywiązała się między nimi tak delikatna więź. Więź, w której jedno słowo wyrażało wszystko. Więź, w której sposób wypowiedzenia imienia zdradzał, kto mówi.
I mnie Jezus zaprasza do takiej relacji. On kocha mnie jak Marię. Chce do mnie mówić po imieniu. I to robi. Tylko ja nie zawsze Go rozumiem.
Jezus chce, bym tak jak Maria przybiegł do grobu. Z samego rana. Bym dla Niego zarywał swój odpoczynek. Bym był na to gotowy. Bym ryzykował. A On da mi się poznać. Pozwoli mi zobaczyć odsunięty kamień. I powie do mnie: Piotrze!
Jezus kocha mnie tak jak Marię. Kocha i woła mnie po imieniu. Bardzo intymnie. Bardzo indywidualnie. Tak jak woła tylko do mnie. Tak bym mógł Go rozpoznać. Bym mógł odpowiedzieć: Rabbuni.
Jezus mnie kocha. Chociaż zna moje słabości. Ale czy ja potrafię kochać Go tak jak Maria? Czy tak jak ona potrafię wejść z Nim w tak osobistą relację? Relację, w której jedno słowo wystarczy. Gdzie jeden gest, będzie mówił o wszystkim.
Wszystko zależy ode mnie. Jezus czeka. Przy otwarty grobie.