„Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. I dodał: Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.” (Mt 19, 23.30)
Jezus nie potępia bogactwa. Nie uważa, za coś złego posiadania pieniędzy czy władzy. On tylko przed nimi przestrzega.
Jezus przypomina mi, że nie mogę się do niczego przywiązywać. Że nie mogę pokładać swojej ufności w tym co posiadam, albo w tym kim jestem czy jakie stanowisko pełnię. Nie mogę, bo nie wejdę do królestwa niebieskiego.
I dlatego, tak jak młodzieńcowi z wczorajszej Ewangelii, mówi mi: Idź, sprzedaj wszystko co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! (Mt 19, 21) I dodaje: Każdy kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy. (Mt 19, 29)
Jezus chce bym osiągnął królestwo, ale wie, że nie zrobię tego będąc przywiązanym do tego świata. Nie muszę od razu zrezygnować z mieszkania, rodziny (przecież do niej zostałem powołany) czy pracy. Nie muszę odrzucać wszystkiego, co jest na tym świecie. Muszę tylko w tym wszystkim bardziej zaufać Bogu. Jego słowu. Muszę uwolnić się od tego, co mnie może zniewolić. Co zastawia na mnie pułapki.
A ja ciągle w nie wpadam. Ciągle martwię się o kolejny dzień. O pieniądze. O pracę. O to czy jestem wystarczająco dobry. Ciągle… chociaż staram się ufać Bogu. I wiem, że sam nigdy nie przestanę się martwić. Nigdy nie przestanę dążyć do sukcesu na tym świecie (w różnych dziedzinach). Nigdy.
Na szczęście to, co niemożliwe dla mnie, możliwe jest dla Boga. I dlatego mogę ufać, że z Nim osiągnę królestwo. Nawet, gdy ciągle będę wpadał w pułapki świata.
Muszę tylko zaufać bardziej Mu niż sobie. Tylko tyle. I aż tyle.