„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (Mt 7, 3)
Tak łatwo dostrzegam wady innych. Widzę, gdzie popełniają błąd. Wiem, co powinni zmienić. Dostrzegam i oceniam. I radzę.
A wszystko to robię z wyższością. Bo przecież ja taki nie jestem. Bo przecież wiem, co należy, a czego nie. Bo przecież postępuję inaczej. Lepiej!
A Jezus mówi: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. (Mt 7, 1a) Ostrzega, że ja też popełniam błędy. Grzechy. Ja też mogę podlegać sądowi. Ja też mogę zostać skreślony.
Bo w moim oku siedzi belka. Belka, która nie pozwala mi normalnie widzieć. Belka, która przesłania mi to, co widzi Chrystus. Przesłania mi drugiego człowieka, a pozwala widzieć tylko jego wady.
I dlatego Jezus upomina mnie: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, żeby usunąć drzazgę z oka twego brata. (Mt 7, 5) Woła, bym zmienił swoje myślenie. Bym zaczął patrzeć na to, co nie jest widoczne na pierwszy rzut oka. Na to co widzi Bóg.
A wtedy będę mógł upomnieć swego brata. Będę widział wady, ale nie przysłonią mi one człowieka. Nie zasłonią jego serca i tego co (i Kto) jest w nim ukryte.
Wtedy już nie będę osądzał. Będę patrzył z miłością na braci. Na ich grzechy. Bo będę wiedział, że sam nie jestem lepszy. Że sam, codziennie popełniam grzechy. Że sam jestem grzesznikiem, tak jak oni. I takim kocha mnie Bóg.
Ze wszystkimi drzazgami. Ze wszystkimi wadami. Ze wszystkimi grzechami.